2012-09-05 00:00:00
Wyprawa młodych ludzi z pasją.
"Jazda na rowerze jest naszą wielką pasją. Nie ma dnia, abyśmy nie wsiadali na dwa kółka i nie zrobili kilkudziesięciu kilometrów. Pomysł na wyprawę wziął się w sumie znikąd. Spotkaliśmy się pewnego wieczoru i rozmawialiśmy o zbliżających się wakacjach. Nikt z nas nie miał większych planów, więc postanowiliśmy, że wybierzemy się na kilkudniową wycieczkę rowerową. Początkowo planowaliśmy, że pojedziemy do Wenecji, ale wspólnie pomyśleliśmy sobie, że będzie to zbyt krótka wycieczka. Trzeba nam czegoś więcej! - stwierdził Tomek Kamecki. Otworzyliśmy mapę Europy i pierwsze co nam rzuciło się w oczy to BARCELONA. Bez większego zastanowienia obraliśmy kurs Barcelona - Syców.
Do samej wyprawy nie przygotowywaliśmy się jakoś szczególnie. Każdy z nas jeździ dużo na rowerze i nie potrzebuje specjalnych treningów, wystarczył cel i chęci do jazdy.
Decyzje o wyjeździe podjęliśmy pod koniec stycznia. Od tego momentu do wyprawy zostało nam niespełna 5 miesięcy.
W tym czasie czytaliśmy o wielu wyprawach rowerowych, aby zdobyć wiedzę na temat podróżowania. Do tej pory nikt z nas nie miał doświadczenia w podróżowaniu rowerem za granicą. Wskazówki forumowiczów czy też naszych rowerowych znajomych okazały się bardzo przydatne.
Trasa jaką mieliśmy przed sobą do pokonania wiodła przed 13 krajów (Hiszpania, Andora, Francja, Monako, Włochy, San Marino, Słowenia, Chorwacja, Węgry, Słowacja, Austria, Czechy, Polska) i liczyła ponad 3600km. Założyliśmy sobie, że pokonamy ją w ciągu 23-25 dni. Niektórzy nazwali nas szaleńcami i mówili, że nie damy rady przejechać tylu kilometrów w tym czasie mając na trasie m.in. Pireneje oraz Apeniny. Słowa te ani trochę nas nie zniechęciły, można powiedzieć, że jeszcze bardziej nas zmotywowały. Jedyną rzeczą jakiej się obawialiśmy to temperatury, które osiągają tam średnio 35-38 stopni celcjusza w ciągu dnia. Jazda w takich warunkach atmosferycznych nie należy do najłatwiejszej.. Jeśli chodzi o nocleg i wyżywienie mieliśmy ze sobą namioty oraz własną kaszę, którą sami gotowaliśmy.Namioty okazały się przydatne tylko 3 razy, ponieważ w nocy temperatura nie spadała poniżej 30 stopni, więc spaliśmy tylko na karimatach. W przypadku złej pogody rozbijaliśmy namioty lub wykupywaliśmy na noc tani hotel.
Do Barcelony wylecieliśmy 27 czerwca z lotniska w Katowicach. Na miejscu byliśmy kilka minut po godzinie 16. Zniecierpliwieni i lekko przestraszeni odległością od domu składaliśmy na lotnisku w Barcelonie rowery, które zabraliśmy ze sobą w kartonach. Byliśmy gotowi do jazdy o 18.
Największe wrażenie po wyjściu z lotniska zrobiła na nas.. pogoda. O godzinie 18 było tam aż 37 stopni, powietrze było gęste i gorące a ludzie będący w pobliżlu lotniska dziwnie na nas spoglądali :)
Prosto z lotniska ruszyliśmy do miasta w celu znalezienia noclegu. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ wszędzie były zabudowania. Ostatecznie około godziny 3 znaleźliśmy małą polanę w okolicach portu morskiego.
Z Barcelony ruszyliśmy w kierunku Andory. Trasa była bardzo ciężka i wymagająca. Na odcinku 160km mieliśmy około 100km ciągłej jazdy pod górę a temperatura sięgała miejscami aż 55 stopni! Droga zajęła nam niespełna 3 dni.
Początki wyprawy byly bardzo trudne, ponieważ żaden z nas nie mógł przystosować się do wysokich temperatur oraz nie wiedzieliśmy, że na trasie będzie tyle podjazdów. Już na początku pojawiły się objawy zwątpienia co do dalszej jazdy, ale na szczęście mobilizowaliśmy się nawzajem i jechaliśmy dalej. To było bardzo ważne i istotne podczas tej wyprawy.
Kiedy przejechaliśmy Andorę oraz pasmo Pirenejów jechaliśmy wzdłuż wybrzeża Francji oraz części Włoch. Widoki w tych miejscach są bardzo piękne a w szczególności lazurowe wybrzeże, które ciągnęło się prawie pod granicę z Włochami. Następnie od połowy Włoch jechaliśmy przez Pizę w kierunku San Marino mijając po drodze Florencję.
Następnie jechaliśmy wybrzeżem do Wenecji a z tamtąd do Zagrzebia i dalej na północ m.in. jadąc przez Szombathely, Bratysławę, Wiedeń i Brno aż do Polski.
Ogromne wrażenie zrobiła na nas kultura jazdy kierowców. Porównując naszych kierowców do kierowców samochodów np. z Włoch czy Francji to nie ma w ogóle żadnego porównania. Dla nas rowerzystów jest ważne to, aby czuć się bezpiecznie na drodze i jednocześnie współpracować w pewien sposób z kierowcami samochodów osobowych i ciężarowych. Z reguły w Polsce wielu kierowców jeździ nieodpowiedzialnie mijając nas na centymetry zaś w innych krajach europejskich kierowcy omijają rowerzystów szerokim łukiem dając nam jednocześnie poczucie bezpieczeństwa na drodze.
Kolejną rzeczą, która wywarła u nas pozytywne emocje to osobowość oraz chęć pomocy innych ludzi. Wiele razy musieliśmy pytać na trasie o dalszą drogę i nie było osoby, która by nam nie pomogła. W jednej z miejscowości policjant wsiadł na rower i sam wyprowadził nas z miasta. W Barcelonie pewien pan narysował nam na kartce, którą przyniósł z domu drogę, którą można bezpiecznie wyjechać z miasta. We Francji i Chorwacji obcy ludzi zapraszali nas do domu. Było to dla nas bardzo miłe, że w obcych krajach są ludzie, którzy pomagają w taki sposób mieszkańcom z innego kraju.
Były też rzeczy z których nie byliśmy zadowoleni.. Z tyłu do bagaży mieliśmy przyczepioną naszą flagę. Gdy byliśmy na postojach, wiele osób podchodziło do nas i pytało co to za flaga. Niektórzy pytali czy to Szwecja, Kanada, Włochy. Był też przypadek, że jedna pani zapytała czy to Jugosławia! Było to dla nas bardzo dziwne, ponieważ żyjemy w takich czasach w których większość Europejczyków powinna znać chociaż flagi krajów, które należą do Europy.
Do Sycowa dojechaliśmy w ciągu 28 dni. Trochę więcej niż zakładaliśmy, ale myślę, że to i tak dobry czas. Podejrzewam, że gdybyśmy wcześniej wiedzieli co czeka nas na trasie nigdy nie powiedzielibyśmy sobie, że pokonamy trasę w 23-25 dni.
Każdy z nas zapamięta tą wyprawę do końca życia. Zebraliśmy niezbędne doświadczenie, które przyda się w kolejnych wyprawach. Za rok może wyruszymy razem do Maroka albo na Gibraltar."
Tomasz Turek